Pewnie każdy z nas ma te smaki i zapachy świąt zakodowane w sobie. Nieświadomie przyswojone w dzieciństwie pozwalają przenieść się w czasie. Dla mnie takim smakiem zbliżających się świat Wielkanocnych jest bez wątpienia chrzan.
Ucierany zawsze ręcznie z wykopywanych korzeni, tak ostry, że łzy kapały (jako dziecko podjadałam przede wszystkim ćwikłę, która chociaż też ostra to jednak była bardziej akceptowalna). Ucieranie chrzanu było u nas w domu czynnością prawie rytualną. Męski przedstawiciel rodziny brał szpadel na ramię i jak prawdziwy mężczyzna szedł ukopać chrzanu. Jak już świeże korzenie były ucierane to nie było zakamarka w domu w których nie słychać było kichania.