Kiedy zaczęła się wiosna a później lato i przyjechaliśmy do naszego Skansenu to co nas zachwyciło to były kwitnące bzy - te prawdziwe i te dzikie. Dziki bez porastał zupełnie bez opamiętania całą wschodnią ścianę działki - zadomowił się w ruinach stodoły, wyrastał z niej, wyrastał przed nią, za nią, obok niej i na tyłach domku. Wyrastał nawet w podziemnej piwnicy gdzie docierała jedynie odrobina światła...oraz na zapadającym się dachu... Wielkie rozłożyste drzewa, które całe były pokryte kwiatami bzu. Nawet gdybyśmy już wcześniej nie zakochali się w tym miejscu z całą pewnością nastąpiło by to wtedy.
Przegląd stanu drzew jednak nie pozostawił złudzeń - były bardzo stare, ponad 30-letnie. W całości pokryte mchem. Częściowo uschnięte, powyginane w pnące się w górę konary. Pękały przy samym dotknięciu ręki. Stworzyły się ekosystemy dzikiego bzu z uschniętymi konarami, odłamanymi przez wiatr gałęziami i wszechobecnym mchem.